To już dziś.
Od samego rana z podnieceniem chodziłam po apartamencie
wyczekując swojej świty. Nie widziałam Zayn’a od dnia wieczoru kawalerskiego i
już bardzo za nim tęskniłam. Z tego co mówił mi David, będzie on przygotowywał
się u niego w domu.
Jebane tradycje.
- Kochana! – usłyszałam głośny krzyk, a ja z uśmiechem
wyszłam z sypialni. W salonie czekały na mnie Gab razem z Brayley, Ashley i
Kendrą. Same zaoferowały, że pomogą mi z makijażem i fryzurą. Kochane.
- A co to za sińce pod oczami!? – zapytała Ashley, udając
złą.
- Mało spałam – odparłam z lekkim uśmiechem. – Chcecie kawy
albo coś do jedzenia?
- Zaraz powiem kuchni aby coś dobrego nam zrobili –
powiedziała Gab, wychodząc z apartamentu
- Więc, tutaj mieszkał Zayn? – zapytała Brayley, rozglądając
się po pomieszczeniu.
- To w końcu jego hotel – powiedziałam i nie wiem czemu,
byłam lekko zawstydzona. Nadal nie mogłam pogodzić się z tym, że Zayn posiadał
tak ogromny majątek. Onieśmielało mnie to.
- Fakt, zapomniałam – zachichotała Brayley, siadając na
wysokim barowym krześle. – Jak się czujesz?
- Jestem zestresowana – przyznałam sztywnym głosem. – Boję
się, że pomylę słowa przysięga, albo potknę się o suknię lub…
- Oddychaj – zaśmiała się Kendra. – Wszystko będzie dobrze,
przerabialiście to – dziewczyna delikatnie pogłaskała mnie po ramieniu.
- Zawsze tak przeżywam – uśmiechnęłam się nerwowo. – I
jeszcze ta… - ugryzłam się w język, nim poinformowałam je o ciąży. – Eghm…
Znaczy się jeszcze ten wypadek i w ogóle… Totalne szaleństwo.
- Media spekulowały co Ci się stało… Doczytałam się nawet
HIV – a – wywróciła oczami. – Głupie pojeby.
- Szukają sensacji i tyle – wzruszyłam ramionami.
- Kto ma Twoją suknię? – zapytała mnie Ashley.
- Gab, później po nią pojedzie – powiedziałam.
- Randy był Tobą zachwycony! Dzwonił do nas dzień po waszym
spotkaniu i ciągle o Tobie mówił – odparła rozbawiona Brayley.
- Randy jest wspaniały – rzekłam.
- Zayn mówił Ci, gdzie Cię zabiera w podróż poślubną? –
spytała mnie Kendra.
- Nie, to niespodzianka – odparłam.
- Po Twojej minie sądzę, że Ci się to wcale nie podoba –
wszystkie trzy parsknęły śmiechem.
- Bo lubię zawsze wszystko wiedzieć – powiedziałam. –
Zresztą, pewnie i tak dopiero pojedziemy po mojej kontroli, bo jeszcze jestem
pod opieką lekarza.
- Zobaczysz, niedługo będziesz śmigać.
- I nie tylko – poruszałam zabawnie brwiami. – Dobra, co
planujecie ze mną zrobić?
***
~ Zayn’s P.O.V ~
Dosłownie, srałem pod siebie ze strachu i stresu.
Co jeśli Clairy zmieni zdanie? Co jeśli… mnie do kurwy nędzy
zostawi?
- Przestań za dużo myśleć, Malik – westchnął rozdrażniony
David. Nie tylko on miał dosyć mojego zachowania. Jawaad i Jack patrzyli na
mnie krzywo, dopóki nie przyszedł czas aby się szykować. – Bo kurwa okresu
dostaniesz.
- Żebyś wiedział, że tak się właśnie czuje – westchnąłem,
sięgając po swój garnitur, który leżał na fotelu. Wziąłem głęboki wdech, gdy na
niego spojrzałem.
- Stary, masz minę jakbyś miał zaraz rodzić – zaśmiał się
Jawaad. Posłałem mu ostre spojrzenie i ściągnąłem z siebie koszulkę.
- Wowo, szefie, poczekaj aż wyjdę – David wstał z kanapy. –
Nie chcę żeby mi stanął czy coś.
- Nie musiałeś mi tego mówić David – wywróciłem oczami. –
Wiem, że działam na kobiety i mężczyzn odurzająco, ale…
- Stop, bo zaraz naprawdę mi stanie – powiedział i wyszedł z
salonu. Zaśmiałem się i popatrzyłem na pozostałych, którzy się krzywili jakby
zjedli kilogram cytryny.
- Jak ty do cholery z nim wytrzymujesz? – odparł Jawaad. –
Zaraz się porzygam, a nie robiłem tego od dnia wieczoru kawalerskiego.
- Nie krępuj się – parsknąłem śmiechem, narzucając na swoje
ramiona białą koszulę i zapiąłem ja po samą szyję.
- Denerwujesz się – rzekł Jack, stwierdzając fakt.
- Jak cholera – przyznałem bez bicia. – Kurwa, muszę napić.
- To później, będziesz miał alkoholu w bród – odparł i
spojrzał na zegarek. – Radzę Ci się pośpieszyć, bo masz z czterdzieści minut do
wyjazdu.
- Luz – pokiwałem głową, chodź w środku wariowałem jakbym
miał padakę.
Chciałem to już
wszystko mieć za sobą.
***
~ Clairy’s P.O.V ~
- Kurwa, nie zaciskaj tak mocno! – niemal krzyknęłam i się
zaśmiałam. Gab toczyła walkę z moim gorsetem, który obie wybrałyśmy w
Victoria’s Secret na moją noc poślubną. – Moje żebra się jeszcze nie zagoiły!
- Już – westchnęła głęboko, odsuwając się i obejrzała mnie w
całości. – No no, Malik będzie zachwycony.
- Jeśli będzie mnie tak samo szarpał przy zdejmowaniu, to go
chyba zabiję – powiedziałam. – Okay, teraz suknia – wskazałam głową na moją
kreację ślubną. Byłam po prostu zakochana w tej sukience. Dopasowana,
koronkowa, z megaśnie długim trenem… Ideał sukni każdej kobiety.
- Gotowa? – zapytała mnie Gab, a ja sztywno pokiwałam głową.
– Rozluźnij się, wychodzisz za mąż, a masz minę jakbyś miała puścić hafta.
- Denerwuję się, Gab, to normalne – westchnęłam. Gdy Gab
nadstawiła dla mnie suknię, zgrabnie w nią weszłam. Na szczęście mój brzuch
nadal był płaski i niewzdęty.
- Nawet Cię nie zapięłam, a już wyglądasz cudownie – odparła
ze śmiechem, a ja odpowiedziałam jej tym samym. – Randy Cię postarał.
- Tak… Wybrał dla mnie naprawdę piękne suknie… A ta jest po
prostu zjawiskowa – powiedziałam obserwując swoje odbicie w lustrze. Osoba ta
wyglądała delikatnie, skromnie i z klasą. Nigdy nie sądziłabym, że mogłabym tak
wyglądał, bo cóż… Na twarzy mam wypisaną „perfidną sukę”.
Kto mnie znał,
doskonale wiedział, jaka jestem.
- Jak myślisz, Zayn też się denerwuje? – spytała mnie,
poprawiając materiał sukni lejący się wokół mnie.
- Tak – pokiwałam głową. – Jest strasznym nerwusem. Martwię
się, że nabierze wątpliwości i…
- Nawet tak nie mów – przerwała mi ostro. – On naprawdę Cię
wybrał, Clairy i to niech dotrze do Twojej pustej głowy. Wybrał Ciebie, a nie
inną.
- Wiesz, trudno jest mi pojąć fakt, że nie wybrał lepszej –
rzekłam.
- Każdy by chciałby być na miejscu Zayn’a i choć w połowie
być obdarzonym przez Ciebie jakimkolwiek uczuciem.
- Zayn… jest specyficzny – odparłam. – Niby normalny, ale
też i nienormalny – parsknęłam śmiechem.
- No to pasujesz do niego w cholerę – stwierdziła. – Gotowe
– oznajmiła, klaszcząc w dłonie. – Dziewczyny?! – krzyknęła głośno,
jednocześnie wołając Ashley, Kendre i Brayley oraz matkę Zayn’a i Waylihę,
które przyszły dosyć niedawno. – Patrzcie i podziwiajcie – uśmiechnęła się
szeroko, gdy wszystkie weszły do sypialni. Reakcja każdej z nich była niemalże
identyczna : oczy o mało co nie wychodziły im na wierzch, a usta przypominały
literę „O”. Uśmiechnęłam się lekko.
- Wyglądasz cudnie! – pisnęła Ashley podekscytowana. –
Idealnie, tak… klasycznie, ale i seksownie…
- Mój brat ma szczęście – odezwała się cicho Wayliha. Ona
również wyglądała pięknie, zresztą jak one wszystkie.
- Jeszcze welon! – przypomniała sobie Ashley, podbiegając do
pokrowca leżącego na łóżku. Delikatnie uniosła biały welon z diamentową
przypinką. Dziewczyna wpięła ją ostrożnie w moje rozpuszczone włosy. – Teraz
jesteś naprawdę gotowa, aby zostać żoną Zayn’a Malika.
~ Zayn’s P.O.V ~
Cholera to było mało powiedziane, jak się czułem, gdy
prowadziłem auto, kierując się prosto do kościoła. Mieścił się on na krańcach
Londynu, z dala od ludzi i wścibskich paparazzi. Dopilnowałem, aby tego dnia
dano mi i Clairy chwilę wytchnienia.
Gdy zaledwie dziesięć minut później ujrzałem niewielki
kościół, gula stanęła mi w gardle, której nie mogłem przełknąć.
To było to. Za
kilkadziesiąt minut miałem przestać być sam i ożenić się z najpiękniejszą
kobietą na świecie.
- Witaj Zayn’ie – przywitał się ze mną formalnie Ojciec
Norman. Goście już zbierali się na zewnątrz, rozmawiając ze sobą i wesoło się
śmiejąc. Nie mogłem się uśmiechnąć, bo byłem zbyt zestresowany zbliżającą się
uroczystością.
- Dzień Dobry Ojcze Normanie – uścisnąłem jego dłoń i
zostając zmierzonym wzrokiem przez wszystkich, razem z Davidem, Jawaadem i
Jackiem weszliśmy do kościoła. Wnętrze było ładnie przystrojone, a w powietrzu
unosiła się woń świeżych kwiatów i pomarańczy. Wszystko było na swoim miejscu,
jak tego chciała Clairy.
- Jak się masz? – zapytał.
- Koszmarnie – zaśmiałem się nerwowo.
- Będzie dobrze, Zayn, Bóg jest razem z Toba w tej chwili i
dopilnuje, aby wszystko poszło należycie.
- Na to liczę – odparłem z lekką drwiną. Nigdy nie wierzyłem
w Boga i rzadko bywałem w kościele. Jego widok zniechęcał mnie i nie lubiłem w
nim przebywać.
Cóż, teraz mus to mus.
- Za ile będzie Panna młoda? – zapytał.
- Powinna być za jakieś dwadzieścia minut – powiedział za
mnie David.
Czas leciał nie ubłagalnie szybko. Niby wyczekiwałem, aż w
końcu zobaczę swoją księżniczkę, ale… kurwa, bałem się najgorszego : że Clairy
mnie odrzuci w ostatniej chwili. Nie zniósłbym, gdybym ponownie ja stracił. Ta
maleńka dziewczyna zawładnęła moim sercem i zagnieździła się w nim na dobre.
Nareszcie znalazłem kogoś, kto mnie rozumiał, kto nie wyciągał pochopnych
wniosków na mój temat i był dla mnie podporą. Clairy spełniała wszystkie te
warunki i dawała mi jeszcze więcej. Była moim aniołem.
Gdy goście zaczęli zbierać się w kościele, moje serce
podskoczyło mi do gardła. Nigdy nie sądziłem, że będę kiedykolwiek się tak
stresował. Poniekąd go nie doświadczyłem ani razu : wszystko miałem jak na
tacy. Zdobycie Clairy było moim największym wyzwaniem.
Mój największy sukces.
- Clairy już przyjechała! – do moich uszu dotarły podniecone
szepty ludzi. Wyprostowałem się i wypchnąłem dumnie pierś do przodu i zerknąłem
kątem oka na Jack’a, Davida i Jawaad’a, którzy stali obok mnie, jako moi
świadkowie. Byłem naprawdę ciekaw jak prezentowała się Clairy. Nigdy nie byłem
tak podekscytowany i zestresowany jednocześnie. Chciałem już wziąć swoją
najpiękniejszą kobietę na świecie w ramiona i już więcej nie opuścić.
A zamierzałem to
właśnie robić do końca swoich dni.
Gdy w końcu w kościele nastała niezręczna cisza, wiedziałem,
że to był ten moment. Nie spuszczałem wzroku ze swoich dłoni, które nerwowo
zaciskałem w pięści. Po kilku minutach do moich uszu doszedł Marsz Mendelsona
grany przez organistę. Moje serce przyśpieszyło, gdy zauważyłem Gab, stylistki,
które przygotowywały nas do Oscarów oraz Waylihę. Szły do ołtarza powoli i z
gracją. Każda z nich miała taką samą sukienkę na sobie i miały spięte włosy w
identyczny sposób. W końcu stanęły naprzeciwko nas i posłały mi uśmiechy, ale
tego zbytnio już nie zauważyłem, bo przed oczami miałem mojego anioła.
Clairy… wow, naprawdę wyglądała pięknie. Miała na sobie
piękną, dopasowaną koronkową suknię, która podkreślała jej smukłe ciało,
szczupłą talię, biust oraz krągłe biodra. Włosy miała rozpuszczone i ładnie
ułożone na ramionach. Jej oczy świeciły szczęściem, które automatycznie
powodowało u mnie to samo. Uśmiechała się lekko, a delikatne rumieńce okalały
jej nieskazitelną twarz. Tuż obok niej szedł jej ojciec, który co chwilę zerkał
w stronę swojej córki. Im bliżej mnie byli, tym mniejszy stres od odczuwałem.
Przy niej stawałem się rozluźniony. Clairy była idealna. Inaczej tego ująć nie
mogłem. Nareszcie gdy stanęła tuż przede mną, spojrzałem na jej ojca, który
przekazał mi drżącą dłoń Clairy. Ścisnąłem ją czule i posłałem pokrzepiający
uśmiech.
- Troszcz się o nią, Malik - rzekł cicho Steve.
- Będę - odparłem pewnie, nie spuszczając wzroku
z Clairy. Chciałem zapamiętać każdy szczegół. Steve odszedł od nas, aby usiąść
obok matki Carmen w pierwszym rzędzie, a ja przyciągnąłem do siebie swoją
ukochaną. - Wyglądasz cudownie, maleńka - szepnąłem jej na ucho. Pięknie
pachniała, to mi również nie umknęło.
- Dziękuję - mruknęła.
- Gotowa? - skinęła głową, wplątując palce w moją
dłoń. Od razu poczułem, że była ona we właściwym miejscu.
- Zacznijmy - oznajmił ojciec Norman , a ja wraz
z Clairy stanęli twarzą do niego. - Jest to wyjątkowy dzień dla Clairy Watson
oraz Zayn'a Malika, którzy właśnie dzisiaj, pierwszego kwietnia staną się
małżeństwem. Wielu z nas zebrało się tutaj, w domu Bożym, aby patrzeć na ich
radość. Pan Bóg również cieszy się, że może być w tym dniu z wami... -
patrzyłem na brata z politowaniem, ale udawał, że tego nie zauważa. Nie to, że
nie byłem święty... Po prostu w cholerę nie lubiłem kościoła. - Przejdźmy do
przysięgi kościelnej. Tradycyjnie zacznie Pan Młody - brat spojrzał na mnie.
No dalej Zayn, już mówiłeś to na próbach.
- Ja Zayn Malik biorę Ciebie Clairy Watson za
żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie
opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny
i Wszyscy Święci - powiedziałem cicho, lecz na tyle wyraźnie by Clairy mogła
mnie usłyszeć. Ledwo mogłem coś z siebie wydusić, tak byłem zdenerwowany.
- Świetnie, Zayn - odparł ojciec. - Teraz ty
Clarisso powiedz słowa przysięgi.
- J-ja... - zająknęła się. Wzięła gwałtownie
oddech. - Przepraszam, to przez nerwy - uśmiechnęła się nieśmiało.
- Możemy kontynuować? - spytał ją Norman.
- Tak, oczywiście - Clairy na chwilę zamknęła
oczy, by później spojrzeć na mnie wzrokiem pełnym czułości i miłości - Ja biorę
Ciebie Zayn'ie Maliku za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość
małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże
Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci - tym razem jej głos był
pewniejszy i silniejszy. Uśmiechnąłem się i ona to odwzajemniła. Za jej cudowny
uśmiech mogłem oddać wszystko.
- Wspaniale - powiedział brat. - Przedostatnim
elementem ceremonii będzie przysięga małżeńska. Kto ma obrączki?
- Ja - odezwał się David, podchodząc do nas i
wręczył pudełko bratu.
- Dziękuję... Przejdźmy więc do konkretów – rzekł
ojciec. - Zayn'ie, weź proszę Clairy za rękę i wsuń na jej palec pierścionek -
według jego poleceń chwyciłem lewą dłoń Clairy i następnie wsunąłem
pierścionek. - Wiesz co teraz powiedzieć? - pokiwałem głową.
- Clarisso przyjmij tę obrączkę jako znak mojej
miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego - powiedziałem. Serce
w mojej piersi dudniło jak szalone i nie mogłem powstrzymać szerokiego
uśmiechu. Po minie Clairy wywnioskowałem, że z całych sił próbowała się nie
rozpłakać. Jednak zaszklone oczy ją zdradzały.
- Zrób to samo Clarisso - rzekł Norman. Clairy
delikatnie wzięła pierścionek do swoich drżących palców i wsunęła mi go na
odpowiedni palec. - Zaynie, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i
wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego - pod koniec zdania cicho
zaszlochała. Chciałem ją mocno przytulić, lecz wiedziałem, że to jeszcze nie
był ten moment.
- Nim zakończymy ceremonię, Zayn ma coś do
powiedzenia Clairy - odparł Norman. Na twarzy Clairy zauważyłem zdziwienie.
- Co? - spytała cicho Clairy.
- Clairy... - zacząłem. - Wiem, że rzadko mówię
Ci takie rzeczy, ale chcę żebyś wiedziała, że mimo tego jak bardzo Cię raniłem,
nigdy nie przestałem Cię kochać. Popełniłem wiele błędów, a ty niemal od razu
mi je przebaczyłaś. Jesteś kobietą, której każdy może mi zazdrościć. Nie wiem
co by teraz było ze mną, gdybym Cię nie poznał i chodził za Tobą jak pies -
tutaj się zaśmiałem. - Znaczysz dla mnie strasznie dużo, bez Ciebie czuję się,
jakbym tracił cząstkę siebie... Jestem szczęściarzem, że mam Ciebie i będziemy
razem do końca - przyciągnąłem ją do siebie, by mieć ją jeszcze bliżej. -
Kocham Cię, maleńka i pragnę dla Ciebie wszystkiego co najlepsze. To
wszystko... To jest dopiero początek.
- Ja Ciebie też kocham, wariacie - parsknęła
śmiechem, nie powstrzymując już łez. Też miałem ochotę się rozpłakać. Byłem
naprawdę po raz pierwszy szczęśliwy i nikt nie mógł tego zepsuć.
- To wszystko? - spytał mnie brat, a ja skinąłem
twierdząco. - Z wielką przyjemnością mogę ogłosić, że Zayn i Clairy są
połączeni więzłem małżeńskim. Zayn, możesz pocałować swoją żonę.
- Z największą przyjemnością - w akompaniamencie
braw i gwizdów, połączyłem moja i Clairy usta w jedność.
Czyli tak, jak miały pozostać na zawsze.
Awwww *.*
OdpowiedzUsuńNa reszcie są już na zawsze razem ! ^^
Ślub tak cudownie opisany i te przysięgi, sama mam ochotę się rozkleić : > Po prostu coś cudownego ^^
You made my day : 3
Cudownie nooo ^^
I ta jej suknia pewnie jest niesamowita : P Próbuję sobie ją wyobrazić i jest zniewalająca i jeszcze Clari w nią ubrana ^^
Coś myślę, że Zayn ją zaraz ściągnie z niej, ale cóż niech się cieszy tą chwila ^^